A story
Szukałam spokoju w samotności, w chwili, w której najbardziej potrzebowałam bliskości. Straciłam wiele bliskich mi osób. Wmawiałam sobie, że nie potrzebuję miłości, po czym zamykałam się w pokoju i płacząc mówiłam jak bardzo mi jej brak. W tamtym czasie ciągle spałam oddalałam się od ludzi, stawiałam mur, raniłam innych, bo sama byłam zraniona. Nikt nie rozumiał tego co czuję i co przeżywam. Nie potrafię się zaakceptować. Wiem, że jestem niewystarczająca. Są chwile kiedy nie potrafię spojrzeć w lustro, bo momentalnie zaczynam płakać. Nie dopuszczałam również do siebie faktu, że żyje się tylko raz a ja straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu czyli mamę. Dalej mnie to boli. Wszędzie wokoło każdy ją ma i ma dobry kontakt a ja ? Nie miałam nawet możliwości jej dobrze poznać. Jedyne co pozostało to zdjęcia i wspomnienia, których za wiele mi nie pozostało. Nie chciałam z nikim rozmawiać, zazwyczaj robiłam to niechętnie. Postanowiłam wtedy, że będę zimna i oschła, że nie dopuszczę do siebie nikogo, że nie dam znów się zranić. Wtedy w moim życiu pojawił się On… Byłam w stanie pisać z nim po nocach dosłownie o wszystkim. Potrafił mnie wzruszyć i pocieszyć. Odnosiłam wrażenie, że choć trochę mnie rozumie. Otworzyłam się przed nim jak przed nikim innym. Dzięki niemu zaczęłam się tak szczerze uśmiechać. Dawał mi szczęście, którego tak bardzo już od dawna mi brakowało. Potrafił jedną wiadomością wywołać uśmiech na mojej twarzy. Wtedy nie myślałam o problemach. Wiem, że jest w stanie mnie zranić, ale staram się o tym nie myśleć. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przejmuję się dosłownie wszystkim, każdym złym słowem skierowanym w moją stronę, każdą osobą, która cierpi, Staram się pocieszać każdego choć sama jestem zraniona. Słowo przepraszam nie ma dla mnie już znaczenia. Tyle razy już je słyszałam i zawsze tak samo przez nie płakałam. Chciałabym, żeby moje życie w końcu dawało mi radość, a nie powody do smutku i płaczu.